Wężewo jest wsią, w której chrześcijaństwo stanowi istotny element życia społecznego. Przejawem oddania Bogu i wyznaniem wiary  były i są licznie występujące przydrożne krzyże, figurki i kapliczki w naszej miejscowości. Najstarszym udokumentowanym Krzyżem przydrożnym już niestety nieistniejącym był Krzyż przydrożny zwany potocznie „ Bogackim”.

Stał on około 200 m poza wsią, przy tak zwanej „bogackiej” drodze. Jak sama nazwa wskazuje, była to droga w stronę wioski i jednocześnie siedziby parafii – Bogatego. Jeżdżono nią i chodzono do kościoła i na cmentarz. Korzystano również z tej drogi, jako dojazdu do okolicznych pól. Była to polna, nieutwardzona trasa, w okresach wiosenno-jesiennych trudno przejezdna. O ile o inne drogi wiejskie dbano bardziej, ta z biegiem czasu straciła na ważności. Taki sam los spotkał  przydrożny drewniany krzyż. Stał on jeszcze w latach 70. XX wieku. Dzieci i młodzież, pod nadzorem dorosłych, chodziły sprzątać teren wokół niego. Pielono chwasty i sadzono kwiaty. Z czasem jednak teren wokół krzyża zarósł krzakami, ukrywając go zupełnie. Kilka lat temu działkę kupił nowy właściciel, pochodzący spoza Wężewa. Zarośla wykarczował, a ziemię wokół krzyża przeorał.

Z tym krzyżem związana jest pewna historia, którą opowiedział mi, około 2000 roku, pewien starszy mieszkaniec Wężewa, który prosił o anonimowość i dyskrecję. Nie wiem, czy zdarzyła ona się naprawdę? Gdy ruszyła ofensywa sowiecka w styczniu 1945 roku, Niemców ogarnęła panika, zaczęło dochodzić do coraz częstszych dezercji. Jeden z uciekinierów znalazł schronienie w zabudowaniach gospodarczych w Wężewie.

Gospodarz poszedł na wieczorny oporządek zwierząt. W rogu obory dostrzegł skuloną postać. Przyświecając lampą rozpoznał, że to niemiecki żołnierz. Przestraszył się i chciał uciekać, ale żołnierz wołał go do siebie. Tłumaczył na migi, że jest przemarznięty i chce się tylko ogrzać. Prosił również o coś do zjedzenia. Gospodarz spełnił jego prośbę. Dał mu chleb i mleko, zostawił na noc w oborze. Gdy rankiem, po nieprzespanej nocy, powrócił do obory, zauważył, że żołnierz jest. Próbował zacząć z nim rozmowę i prosić, żeby sobie poszedł. Ze strony żołnierza nie było jednak żadnej reakcji. Gospodarz przyglądał się uważnie, potrząsał Niemcem, który nie dawał żadnych oznak życia. Żołnierz zmarł w nocy, podczas snu. Po dokładniejszych oględzinach zauważył, że był on ranny w nogę. Czy to był główny powód śmierci, nie wiadomo. Gospodarza ogarnęła panika – co ma teraz zrobić? Jeśli Niemcy znajdą ciało swojego pobratymca, może to się źle skończyć dla całej rodziny gospodarza. Zwrócił się o radę do sąsiada, do którego miał zaufanie. Obaj postanowili ukryć trupa, dopóki było widno, a nocą zakopać ciało koło krzyża. Kopanie nie szło im łatwo, był styczeń, ziemia zmarznięta. Trzeba było kuć grunt kilofami. Udało się im wykopać odpowiednio głęboki dół. Przynieśli żołnierza, odmówili krótką modlitwę i zakopali ciało koło krzyża, w poświęconej ziemi. Mieli szczęście, spadł śnieg i zasypał świeże ślady. Prawdopodobnie całej historii nie opowiedzieli nawet najbliższej rodzinie. W tamtych czasach lepiej było wiedzieć mniej, niż więcej.

Takie przydrożne krzyże skrywają na pewno niejedną tajemnicę, czy to w Wężewie, czy w innych miejscowościach.

Autor: Bogdan Zarodkiewicz

 Fragment niemieckiej mapy  wojskowej  z 1915 roku. Czerwonym kolorem zaznaczony  „Bogacki Krzyż”  

Po „Bogackim Krzyżu” pozostał krucyfiks przechowywany starannie przez jedną z mieszkanek Wężewa . Może nadejdzie dzień, kiedy znowu zawiśnie przy drodze na swoim miejscu.

By druh